Cześć. Nawet nie zdawałam sobie sprawy ile czasu minęło od mojego ostatniego posta tutaj. Pół roku! Dacie wiarę? Mamy już październik. Ja sama w to nie bardzo dowierzam...
Ostatni post był na początku kwietnia, kiedy pandemia tak naprawdę dopiero się rozkręciła i wszyscy myśleli, że potrwa, heh, do wakacji? ;)
No cóż.
Mamy październik, nagły skok zakażeń i Warszawa jest aktualnie w czerwonej strefie, co oznacza ponowne ograniczenia w ilości osób w sklepach, maseczki wszędzie oprócz własnego domu.
Mieliśmy być na ten weekend w Starachowicach u mojej rodziny, ale przez obecną sytuację... Nie chcieliśmy ryzykować.
W przyszły weekend mieliśmy iść na posiadówę do znajomych i z tego też raczej nic nie wypali.
Jestem zła. Wściekła. Załamana. Bezsilna. I to ostatnie jest chyba najgorsze. Nadal muszę chodzić do pracy, mimo, że totalnie nie chcę to po pierwsze, a po drugie zwyczajnie się boję. Co z tego, że ja przestrzegam wszystkich obostrzeń jak przyjdzie jakiś Janusz mający w nosie maseczki i co mu zrobię...
Od ostatniego posta wydarzyło się bardzo dużo i o dziwo bardzo dużo super rzeczy.
- zdecydowanie poprawiłam relację z ważnymi dla mnie ludźmi i ustaliłam pewne priorytety w temacie relacji
- powoli powracam do dawnej siebie, którą gdzieś w ciągu ostatnich kilku lat zatraciłam
- przeprowadziliśmy się! mamy teraz cudowne mieszkanie z ogromnym tarasem, który udało mi się urządzić korzystając z wizji, którą gdzieś w głowie sobie stworzyłam
- zorganizowaliśmy nasz ślub i mimo wielu przeszkód po drodze wszystko wyszło nawet lepiej niż planowaliśmy :3
- spędziliśmy nasz urlop poślubny w super miejscu w Sopocie z najlepszym widokiem na morze na świecie!
- zaczynam powoli dogadywać się ze sobą
- nauczyłam się trochę wyżywać artystycznie i zaczyna mi się to podobać :D
- uczę się na nowo mieć plany i marzenia i zaczynam wierzyć, że da się je spełnić, to spora zmiana
- więcej czasu poświęcam sobie i nauce odpuszczania
Komentarze
Prześlij komentarz