Hej wszystkim :) Znów dawno mnie tu nie było, ale umówmy się - to jest mój blog, nie mam obowiązku pisać w danym terminie - piszę, kiedy coś ułoży mi się w głowie w jedną całość. A dzisiejszym tematem są oczywiście... Święta. Jak już powinniście wiedzieć (a jeśli nie wiecie to zaraz się dowiecie) nie lubię świąt. Tak, wiem. Możecie pomyśleć 'Spoko, przejdzie Ci, zaczniesz doceniać czas spędzany z rodziną'. Tylko co, jeśli nie jest to tzw. 'gimbusiarskie' podejście z cyklu 'jestem dorosła i mam dość rodziny'? Co jeśli nie chcę jechać do domu, bo nie czuję się w nim jak 'u siebie'? Jeśli czuję się wręcz lekko obco wśrod teoretycznie najbliższych mi osób? Mnie święta kojarzą się jedynie z chaosem, corocznymi kłótniami i pseudo cudowną rodzinną atmosferą... U mnie święta zawsze wyglądały tak samo - składanie przemega kochanych życzeń przy opłatku, szybkie zjedzenie ryby, ciast, od razu wściekanie się na siebie bo a to brat oblał colą obrus, a to ktoś co
you won't be stopping me, it's my life