Hej wszystkim :) Znów dawno mnie tu nie było, ale umówmy się - to jest mój blog, nie mam obowiązku pisać w danym terminie - piszę, kiedy coś ułoży mi się w głowie w jedną całość.
A dzisiejszym tematem są oczywiście... Święta.
Jak już powinniście wiedzieć (a jeśli nie wiecie to zaraz się dowiecie) nie lubię świąt. Tak, wiem. Możecie pomyśleć 'Spoko, przejdzie Ci, zaczniesz doceniać czas spędzany z rodziną'. Tylko co, jeśli nie jest to tzw. 'gimbusiarskie' podejście z cyklu 'jestem dorosła i mam dość rodziny'? Co jeśli nie chcę jechać do domu, bo nie czuję się w nim jak 'u siebie'? Jeśli czuję się wręcz lekko obco wśrod teoretycznie najbliższych mi osób?
Mnie święta kojarzą się jedynie z chaosem, corocznymi kłótniami i pseudo cudowną rodzinną atmosferą... U mnie święta zawsze wyglądały tak samo - składanie przemega kochanych życzeń przy opłatku, szybkie zjedzenie ryby, ciast, od razu wściekanie się na siebie bo a to brat oblał colą obrus, a to ktoś coś palnął co tacie czy mamie się nie spodobało... Zjedzone, pokłócone, każdy do swojego pokoju, tata przed telewizor, brat przed komputer, mama przed laptop, ja przed telefon i tyle by tego było. Tak, taka standardowa wigilia. Pierwszy dzień świąt? Oczywiście sałatka jarzynowa na śniadanie, w porze obiadu oczywiście biegiem na barszcz z uszkami. W międzyczasie pokłócone, bo ktoś chlapnął barszczem na obrus. Zjedzone? Powtórka - każdy do swoich zajęć i tyle by tego było.
Tyle kłótni, co ja się nasłuchałam co roku w święta... Nie mogło być lepiej.
Okej, ale niby wszystko się polepszyło, dlaczego nadal nie lubisz świąt - możecie pytać. A z bardzo prostej przyczyny. Obecnie mam obowiązek obchodzić dwie wigilie - z tatą i u mamy. Męczy mnie to bardzo, bo u mamy oprócz tego, że spędzam ją z braćmi spędzam ją z praktycznie obcymi sobie ludźmi i mówcie co chcecie, ale dla mnie nadal to będą obcy ludzie. U taty? Nic się nie zmieniło. Ryba, ciasto, lepiej siedź cicho, bo tata się wkurzy... Sama nie wiem co gorsze. Spędzanie wigilii z obcymi czy wigilia trwająca 15 minut... Potem tylko co chwilę telefony - no przyjdź, będzie wujek ten, ciocia tamta. A jak nie masz ochoty albo się źle czujesz - spoko, będę Ci ryć głowę do następnych świąt że odcinasz się od rodziny i zachowujesz się jak gówniara.
Nie bez powodu święta są dla mnie okresem bardzo działającym na psychikę.
Tak właściwie - gdyby nie mój najmłodszy brat, nie przyjeżdżałabym w ogóle, a nie byłam w domu od momentu wyprowadzki.
Mam nadzieję, że Wy spędzacie święta w dużo lepszym gronie i atmosferze - cieszcie się tym :)
A dzisiejszym tematem są oczywiście... Święta.
Jak już powinniście wiedzieć (a jeśli nie wiecie to zaraz się dowiecie) nie lubię świąt. Tak, wiem. Możecie pomyśleć 'Spoko, przejdzie Ci, zaczniesz doceniać czas spędzany z rodziną'. Tylko co, jeśli nie jest to tzw. 'gimbusiarskie' podejście z cyklu 'jestem dorosła i mam dość rodziny'? Co jeśli nie chcę jechać do domu, bo nie czuję się w nim jak 'u siebie'? Jeśli czuję się wręcz lekko obco wśrod teoretycznie najbliższych mi osób?
Mnie święta kojarzą się jedynie z chaosem, corocznymi kłótniami i pseudo cudowną rodzinną atmosferą... U mnie święta zawsze wyglądały tak samo - składanie przemega kochanych życzeń przy opłatku, szybkie zjedzenie ryby, ciast, od razu wściekanie się na siebie bo a to brat oblał colą obrus, a to ktoś coś palnął co tacie czy mamie się nie spodobało... Zjedzone, pokłócone, każdy do swojego pokoju, tata przed telewizor, brat przed komputer, mama przed laptop, ja przed telefon i tyle by tego było. Tak, taka standardowa wigilia. Pierwszy dzień świąt? Oczywiście sałatka jarzynowa na śniadanie, w porze obiadu oczywiście biegiem na barszcz z uszkami. W międzyczasie pokłócone, bo ktoś chlapnął barszczem na obrus. Zjedzone? Powtórka - każdy do swoich zajęć i tyle by tego było.
Tyle kłótni, co ja się nasłuchałam co roku w święta... Nie mogło być lepiej.
Okej, ale niby wszystko się polepszyło, dlaczego nadal nie lubisz świąt - możecie pytać. A z bardzo prostej przyczyny. Obecnie mam obowiązek obchodzić dwie wigilie - z tatą i u mamy. Męczy mnie to bardzo, bo u mamy oprócz tego, że spędzam ją z braćmi spędzam ją z praktycznie obcymi sobie ludźmi i mówcie co chcecie, ale dla mnie nadal to będą obcy ludzie. U taty? Nic się nie zmieniło. Ryba, ciasto, lepiej siedź cicho, bo tata się wkurzy... Sama nie wiem co gorsze. Spędzanie wigilii z obcymi czy wigilia trwająca 15 minut... Potem tylko co chwilę telefony - no przyjdź, będzie wujek ten, ciocia tamta. A jak nie masz ochoty albo się źle czujesz - spoko, będę Ci ryć głowę do następnych świąt że odcinasz się od rodziny i zachowujesz się jak gówniara.
Nie bez powodu święta są dla mnie okresem bardzo działającym na psychikę.
Tak właściwie - gdyby nie mój najmłodszy brat, nie przyjeżdżałabym w ogóle, a nie byłam w domu od momentu wyprowadzki.
Mam nadzieję, że Wy spędzacie święta w dużo lepszym gronie i atmosferze - cieszcie się tym :)
selfie z bratem musi być :) |
Komentarze
Prześlij komentarz