Hej wszystkim:) Mam nadzieję, że Wielkanoc dobrze Wam mija :) Ja zostałam w Warszawie, głównie dlatego, że jeszcze wczoraj do 14.30 byłam w pracy i stwierdziłam, że nie opłaca mi się jechać te 3h na 2 dni, tym bardziej, że dni zaraz po świętach będą bardzo pracowite i zabiegane... Ale do tematu :) Dzisiaj po raz nie wiem który usłyszałam to zdanie, które widzicie w tytule posta, ale tak właściwie dopiero dziś je zaczęłam przyswajać. Jak już Wam powiedziałam, zmieniłam ostatnio pracę. Nie ukrywam, jest ciężko, wracam padnięta do domu i zasypiam na siedząco. Mimo tego stwierdziłam, że się nie poddam i dzielnie wytrzymałam tam już 3 tygodnie i zamierzam wytrzymać następne. Od razu tu dodam ważną rzecz. To, że praca jest dość ciężka fizycznie (wiadomo, to nie praca w kopalni, ale kilkaset kilogramów dziennie przerzucę ;)), wcale mnie do niej nie zraża. Bardziej ludzie, którzy tam pracują albo może konkretniej - ich podejście i zachowania. Trzeci dzień mojej pracy. Przez te 3 dni nik
you won't be stopping me, it's my life