Hej wszystkim:) Mam nadzieję, że Wielkanoc dobrze Wam mija :) Ja zostałam w Warszawie, głównie dlatego, że jeszcze wczoraj do 14.30 byłam w pracy i stwierdziłam, że nie opłaca mi się jechać te 3h na 2 dni, tym bardziej, że dni zaraz po świętach będą bardzo pracowite i zabiegane... Ale do tematu :)
Dzisiaj po raz nie wiem który usłyszałam to zdanie, które widzicie w tytule posta, ale tak właściwie dopiero dziś je zaczęłam przyswajać.
Jak już Wam powiedziałam, zmieniłam ostatnio pracę. Nie ukrywam, jest ciężko, wracam padnięta do domu i zasypiam na siedząco. Mimo tego stwierdziłam, że się nie poddam i dzielnie wytrzymałam tam już 3 tygodnie i zamierzam wytrzymać następne.
Od razu tu dodam ważną rzecz. To, że praca jest dość ciężka fizycznie (wiadomo, to nie praca w kopalni, ale kilkaset kilogramów dziennie przerzucę ;)), wcale mnie do niej nie zraża. Bardziej ludzie, którzy tam pracują albo może konkretniej - ich podejście i zachowania.
Trzeci dzień mojej pracy. Przez te 3 dni nikt nie zwrócił mi uwagi - robisz to za wolno, to powinno leżeć inaczej, cokolwiek. Przecież nie jestem chodzącą alfą i omegą, żeby wszystko wiedzieć, więc jeśli coś robię źle to nie pogniewam się o zwrócenie mi uwagi... Nikt też nie pokazał mi jak daną rzecz robić, miałam powiedziane - zrób to i koniec. Rób co chcesz. Więc robiłam tak, jak uważałam, że jest dobrze.
Wchodzę na dział i słyszę - ta i ta godzina, a to nie zrobione, ona się tu nie nadaje. Między sobą. Serio? I jak weszłam z hukiem dosłownie to nagle zamilkły i żadna dalej nic mi nie powiedziała. Nie znoszę takiego zachowania, bo jeśli już ktoś ma do mnie jakiś problem, niech mi to powie. Wiadomo, wkurzę się, bo nikt nie lubi tego, ale wolę to usłyszeć prosto w twarz niż za plecami.
Żeby było jeszcze śmieszniej, po pracy usłyszałam 'Klaudia, wszystko okej?'. Pomyślałam, kurwa, serio? No nie.
Przez te 3 tygodnie od tamtego dnia właściwie nic się nie zmieniło. Współpracownica, z którą byłam może trzeci raz na zmianie od samego początku miała do mnie jakieś wredne i chamskie wręcz podejście, czego nie rozumiem, bo nawet raz nie zamieniła ze mną słowa. Kierowniczka co 3 minuty zmienia zdanie, każdy przychodzi i mówi całkowicie co innego.
Swoją drogą i taki mały fakt o mnie, nie cierpię pracować z ludźmi, którzy są na danym stanowisku, a nie mają do niego absolutnie odpowiednich kompetencji... Adekwatnie.
Mimo tego, że chodzę tam często wściekła, dla klientów i dla reszty pracowników zawsze jestem miła i uprzejma (ja, chodząca wredota, miła i uprzejma, tak, to się zdarza xd). W sumie śmiesznie tam jest, bo jak jakiś pracownik z innego działu potrzebuje pomocy, to zawsze przyjdzie do mnie i zawsze mu pomogę, bo reszta ekipy... No comment ;) Przynajmniej oni mnie doceniają :D
A skąd ten tytuł posta przy takiej tematyce? A no dlatego, że nie mam wpływu na to, z kim pracuję. Znaczy wiadomo, mogę zmienić pracę, ale jest okej, więc nie mam na razie takiego zamiaru. Jak to mówią, wpuść jednym uchem, wypuść drugim i tyle :)
Dlatego mam nadzieję, że jakoś to wszystko ogarnę :)
W każdym razie, trzymajcie kciuki za nadchodzący tydzień, bo będzie ciężki, ale o tym już powiem po wszystkich faktach :)
Dzisiaj po raz nie wiem który usłyszałam to zdanie, które widzicie w tytule posta, ale tak właściwie dopiero dziś je zaczęłam przyswajać.
Jak już Wam powiedziałam, zmieniłam ostatnio pracę. Nie ukrywam, jest ciężko, wracam padnięta do domu i zasypiam na siedząco. Mimo tego stwierdziłam, że się nie poddam i dzielnie wytrzymałam tam już 3 tygodnie i zamierzam wytrzymać następne.
Od razu tu dodam ważną rzecz. To, że praca jest dość ciężka fizycznie (wiadomo, to nie praca w kopalni, ale kilkaset kilogramów dziennie przerzucę ;)), wcale mnie do niej nie zraża. Bardziej ludzie, którzy tam pracują albo może konkretniej - ich podejście i zachowania.
Trzeci dzień mojej pracy. Przez te 3 dni nikt nie zwrócił mi uwagi - robisz to za wolno, to powinno leżeć inaczej, cokolwiek. Przecież nie jestem chodzącą alfą i omegą, żeby wszystko wiedzieć, więc jeśli coś robię źle to nie pogniewam się o zwrócenie mi uwagi... Nikt też nie pokazał mi jak daną rzecz robić, miałam powiedziane - zrób to i koniec. Rób co chcesz. Więc robiłam tak, jak uważałam, że jest dobrze.
Wchodzę na dział i słyszę - ta i ta godzina, a to nie zrobione, ona się tu nie nadaje. Między sobą. Serio? I jak weszłam z hukiem dosłownie to nagle zamilkły i żadna dalej nic mi nie powiedziała. Nie znoszę takiego zachowania, bo jeśli już ktoś ma do mnie jakiś problem, niech mi to powie. Wiadomo, wkurzę się, bo nikt nie lubi tego, ale wolę to usłyszeć prosto w twarz niż za plecami.
Żeby było jeszcze śmieszniej, po pracy usłyszałam 'Klaudia, wszystko okej?'. Pomyślałam, kurwa, serio? No nie.
Przez te 3 tygodnie od tamtego dnia właściwie nic się nie zmieniło. Współpracownica, z którą byłam może trzeci raz na zmianie od samego początku miała do mnie jakieś wredne i chamskie wręcz podejście, czego nie rozumiem, bo nawet raz nie zamieniła ze mną słowa. Kierowniczka co 3 minuty zmienia zdanie, każdy przychodzi i mówi całkowicie co innego.
Swoją drogą i taki mały fakt o mnie, nie cierpię pracować z ludźmi, którzy są na danym stanowisku, a nie mają do niego absolutnie odpowiednich kompetencji... Adekwatnie.
Mimo tego, że chodzę tam często wściekła, dla klientów i dla reszty pracowników zawsze jestem miła i uprzejma (ja, chodząca wredota, miła i uprzejma, tak, to się zdarza xd). W sumie śmiesznie tam jest, bo jak jakiś pracownik z innego działu potrzebuje pomocy, to zawsze przyjdzie do mnie i zawsze mu pomogę, bo reszta ekipy... No comment ;) Przynajmniej oni mnie doceniają :D
A skąd ten tytuł posta przy takiej tematyce? A no dlatego, że nie mam wpływu na to, z kim pracuję. Znaczy wiadomo, mogę zmienić pracę, ale jest okej, więc nie mam na razie takiego zamiaru. Jak to mówią, wpuść jednym uchem, wypuść drugim i tyle :)
Dlatego mam nadzieję, że jakoś to wszystko ogarnę :)
W każdym razie, trzymajcie kciuki za nadchodzący tydzień, bo będzie ciężki, ale o tym już powiem po wszystkich faktach :)
Komentarze
Prześlij komentarz