Wiem, jak bardzo kolokwialnie to brzmi ;) Znacie to uczucie?
Wszystko jest okej, nawet lepiej, a Wy siedzicie i zastanawiacie się, co może pójść nie tak, co się spie*doli, walnie na łeb na szyję?
Przez pół życia było kilka spraw, które skutecznie truły moją głowę. Niszczyły wszystko po kolei, na czele ze mną. Nieważne w tym momencie, co to było, ale były to takie sprawy, o których nie chciałam mówić. Zawsze ze wszystkim radziłam sobie sama, mam ogromny problem, żeby mówić o tym co czuję i myślę. Zresztą, to były takie rzeczy, o których wręcz wstyd mówić. I mimo, że gdyby ktoś mi powiedział o takich sytuacjach, uspokoiłabym go, że to nic takiego i że każdy popełnia błędy - sobie nie potrafiłam tego wybaczyć i odpuścić.
Ale było jedno, co sobie powiedziałam i to jedna z niewielu rzeczy, które faktycznie powiedziałam i potem spełniłam (ach, ten słomiany zapał...).
I... Tak. Pomijając okoliczności, w jakich do tego doszło (😅) - opowiedziałam. Wszystko.
O dziwo - jest tylko lepiej! Na szczęście.... :)
Tylko, że... Czuję się z tym bardzo dziwnie. Spytacie: Dlaczego? Przecież powinno Ci ulżyć i być lepiej!
Jest lepiej. Duuuuuuuuuużo lepiej. Tylko, że łapię się teraz na tym, że nie mam nad czym myśleć, nie mam czym się martwić i.. To jest tak dziwna sytuacja dla mnie. Zawsze coś było nie tak, zawsze coś (najczęściej moje cholerne wspomnienia) psuło wszystko.
Wszystko jest okej, nawet lepiej, a Wy siedzicie i zastanawiacie się, co może pójść nie tak, co się spie*doli, walnie na łeb na szyję?
Klasyk.
Przez pół życia było kilka spraw, które skutecznie truły moją głowę. Niszczyły wszystko po kolei, na czele ze mną. Nieważne w tym momencie, co to było, ale były to takie sprawy, o których nie chciałam mówić. Zawsze ze wszystkim radziłam sobie sama, mam ogromny problem, żeby mówić o tym co czuję i myślę. Zresztą, to były takie rzeczy, o których wręcz wstyd mówić. I mimo, że gdyby ktoś mi powiedział o takich sytuacjach, uspokoiłabym go, że to nic takiego i że każdy popełnia błędy - sobie nie potrafiłam tego wybaczyć i odpuścić.
Ale było jedno, co sobie powiedziałam i to jedna z niewielu rzeczy, które faktycznie powiedziałam i potem spełniłam (ach, ten słomiany zapał...).
"Jeśli kiedykolwiek znajdę kogoś, kto naprawdę będzie chciał ze mną być, przy kim będę czuła się w 100% bezpiecznie, spokojnie i nie będę miała co do niego żadnych wątpliwości - o wszystkim się dowie. O wszystkim, totalnie o wszystkim od a do z."
I... Tak. Pomijając okoliczności, w jakich do tego doszło (😅) - opowiedziałam. Wszystko.
O dziwo - jest tylko lepiej! Na szczęście.... :)
Tylko, że... Czuję się z tym bardzo dziwnie. Spytacie: Dlaczego? Przecież powinno Ci ulżyć i być lepiej!
Jest lepiej. Duuuuuuuuuużo lepiej. Tylko, że łapię się teraz na tym, że nie mam nad czym myśleć, nie mam czym się martwić i.. To jest tak dziwna sytuacja dla mnie. Zawsze coś było nie tak, zawsze coś (najczęściej moje cholerne wspomnienia) psuło wszystko.
A teraz?
Wszystko jest super. Jest naprawdę super.
I nie potrafię się do tego przyzwyczaić.
Komentarze
Prześlij komentarz