Cześć wszystkim! :)
Dzisiejszy post został zainspirowany rozmową z koleżanką z pracy, sporo starszą ode mnie (ale absolutnie nie starą! :P). Przejdę od razu do rzeczy :)
Jak już wiecie z poprzednich postów mam kogoś, a teraz już to narzeczony :) I teraz tak. Żeby było wszystko jasne - w nosie mam czyjeś opinie na temat mojego związku i tego, 'czy to nie za szybko'. Post ten to tylko kwestia moich przemyśleń.
Ciekawą rzeczą wydały mi się niektóre reakcje na to, że Damian mi się oświadczył.
Bliskie mi osoby, ale w zbliżonym do mnie wieku zareagowały pozytywnie, aczkolwiek pierwsze pytanie jakie padało - 'nie za szybko?'.
Okej, rozumiem. Troska, w pewnym stopniu 'tradycja', że ileś tam się powinno ze sobą być zanim się będzie ze sobą 'oficjalnie'. Tylko... Czy nie ważniejsze jest 'jak' się z kimś jest i jak się przy nim czuje a nie to, 'ile'?
Natomiast inspirację do tych przemyśleń mam dzięki rozmowie z dobrą znajomą z pracy. Przegenialna kobieta, powiedziałabym, że koło 50 (nie pytałam, bo to niegrzeczne, tak mi się wydaje ;p), ale przekochana, wariatka i zawsze pozytywna. Jak się jej 'pochwaliłam' ostatnimi wydarzeniami to powiedziała tak:
'I bardzo dobrze! Im szybciej tym lepiej, uwierz mi!'
Ciekawe, co? :)
Moje zdanie na ten temat jest podzielone między te dwa poglądy. Z jednej strony uważam, że faktycznie, ważne jest, żeby się lepiej poznać itp. Ale jeśli dwójka ludzi jest pewna, że chcą ze sobą być, że jest im ze sobą jak nigdy z nikim i każdego dnia okazuje się, jak bardzo są dla siebie stworzeni.. Dlaczego nie mogą chcieć 'zalegalizować' swojego związku już po miesiącu, dwóch, pół roku? Bo co ludzie powiedzą?
Ludzie mają dziwną cechę. Potwornie przejmują się zawsze tym, co inni powiedzą o ich czynach czy tym, co powiedzą. Jeśli zdanie jakiejś osoby się dla nas liczy, bo jest nam bliska - ok! Ale jeśli są to randomowi ludzie, którzy i tak nie wnoszą nic do naszego życia to jaki jest sens zaprzątać sobie nimi głowę? Jaki jest sens rezygnowania z czegoś lub (nie daj Boże!) kogoś, kto jest dla nas ważny i nas uszczęśliwia?
Zdrowy egoizm. To podstawa w relacjach z ludźmi. Mimo wszystko trzeba zawsze pamiętać też gdzieś o sobie w tym dbaniu o wszystko i wszystkich wokół.
Cała prawda! ;)
Zastanawiam się tylko nadal.. Czy to różnica pokoleń? Czy wśród młodych ludzi są jednak Ci, którzy nie liczą na krótkie związki i szybki seks z byle kim?
Czy starsi od nas mają podobne do nas czy całkowicie różne podejścia?
Oczywiście nie można nikogo generalizować, ale mam nadzieję, że zrozumiecie co mam na myśli :)
Dzisiejszy post został zainspirowany rozmową z koleżanką z pracy, sporo starszą ode mnie (ale absolutnie nie starą! :P). Przejdę od razu do rzeczy :)
Jak już wiecie z poprzednich postów mam kogoś, a teraz już to narzeczony :) I teraz tak. Żeby było wszystko jasne - w nosie mam czyjeś opinie na temat mojego związku i tego, 'czy to nie za szybko'. Post ten to tylko kwestia moich przemyśleń.
Ciekawą rzeczą wydały mi się niektóre reakcje na to, że Damian mi się oświadczył.
Bliskie mi osoby, ale w zbliżonym do mnie wieku zareagowały pozytywnie, aczkolwiek pierwsze pytanie jakie padało - 'nie za szybko?'.
Okej, rozumiem. Troska, w pewnym stopniu 'tradycja', że ileś tam się powinno ze sobą być zanim się będzie ze sobą 'oficjalnie'. Tylko... Czy nie ważniejsze jest 'jak' się z kimś jest i jak się przy nim czuje a nie to, 'ile'?
Natomiast inspirację do tych przemyśleń mam dzięki rozmowie z dobrą znajomą z pracy. Przegenialna kobieta, powiedziałabym, że koło 50 (nie pytałam, bo to niegrzeczne, tak mi się wydaje ;p), ale przekochana, wariatka i zawsze pozytywna. Jak się jej 'pochwaliłam' ostatnimi wydarzeniami to powiedziała tak:
'I bardzo dobrze! Im szybciej tym lepiej, uwierz mi!'
Ciekawe, co? :)
Moje zdanie na ten temat jest podzielone między te dwa poglądy. Z jednej strony uważam, że faktycznie, ważne jest, żeby się lepiej poznać itp. Ale jeśli dwójka ludzi jest pewna, że chcą ze sobą być, że jest im ze sobą jak nigdy z nikim i każdego dnia okazuje się, jak bardzo są dla siebie stworzeni.. Dlaczego nie mogą chcieć 'zalegalizować' swojego związku już po miesiącu, dwóch, pół roku? Bo co ludzie powiedzą?
Ludzie mają dziwną cechę. Potwornie przejmują się zawsze tym, co inni powiedzą o ich czynach czy tym, co powiedzą. Jeśli zdanie jakiejś osoby się dla nas liczy, bo jest nam bliska - ok! Ale jeśli są to randomowi ludzie, którzy i tak nie wnoszą nic do naszego życia to jaki jest sens zaprzątać sobie nimi głowę? Jaki jest sens rezygnowania z czegoś lub (nie daj Boże!) kogoś, kto jest dla nas ważny i nas uszczęśliwia?
Zdrowy egoizm. To podstawa w relacjach z ludźmi. Mimo wszystko trzeba zawsze pamiętać też gdzieś o sobie w tym dbaniu o wszystko i wszystkich wokół.
'Żyj tak, żeby Tobie było dobrze, bo innym i tak nigdy nie dogodzisz.'
Cała prawda! ;)
Zastanawiam się tylko nadal.. Czy to różnica pokoleń? Czy wśród młodych ludzi są jednak Ci, którzy nie liczą na krótkie związki i szybki seks z byle kim?
Czy starsi od nas mają podobne do nas czy całkowicie różne podejścia?
Oczywiście nie można nikogo generalizować, ale mam nadzieję, że zrozumiecie co mam na myśli :)
![]() |
| tak spędzam poranki, kiedy mam wolne (jak dziś! 😍) |
![]() |
| bardziej się chyba cieszy na widok jedzenia niż na mój... 😂 |
![]() |
| mam obsesję na punkcie robienia zdjęć zachodom słońca... |



Komentarze
Prześlij komentarz